12 MINUT, A JUż PłAKAłAM RAZEM Z NIą. DOKUMENT O CELINE DION WBIJA W FOTEL

Nigdy nie byłam fanką Celine Dion, choć jej głos towarzyszył mi całe dzieciństwo. Po obejrzeniu dokumentu o niej, jej nieuleczalnej chorobie, wyrywkach z kariery i życia prywatnego, oraz walce o nagranie ostatniej (?) piosenki, mam ochotę mocno ją przytulić.

"Jestem: Celine Dion" to wyjątkowo wzruszająca opowieść o fenomenalnej karierze wokalistki, która od lat nie musi absolutnie niczego udowadniać. To dokument o człowieku, który stracił możliwość podążania za fundamentalną pasją, bez której zostaje tylko ludzka skorupa. To spojrzenie na życie, w którym nieograniczone pieniądze ułatwiają funkcjonowanie, ale nie rozwiązują problemu. To też historia o pogodzeniu się z obiektywnymi ograniczeniami i walce o swoje ja. Nigdy nie sądziłam, że tak wzruszy mnie film o prawie całkowicie obojętnej mi osobie. A jednak, Celine Dion jest w dokumencie tak autentyczna, że nawet jeśli to aktorska kreacja, to łatwo zapłakać nad nią razem z nią.

Zobacz wideo "I Am: Celine Dion" [ZWIASTUN]

Celine Dion: Potrafię tylko jedno - śpiewać

Celine Dion miała zaledwie 13 lat, kiedy jej kariera wybuchła najpierw w rodzinnej Kanadzie, a krótko później na całym świecie. Od tego momentu żyła ze swojego daru od losu - fantastycznego głosu, obejmującego co prawda "tylko" trzy oktawy, w dodatku charakteryzującego się dość nosowym brzmieniem, ale kochanego i rozpoznawanego w każdym zakątku globu. Prócz głosu Dion urzekała też zachowaniem na scenie. Choć zaczynała jako bardzo młoda osoba, nie nabrała drażniącej wyższości nad innymi i nigdy nie gwiazdorzyła. Na jej koncerty ściągały tłumy, a ona wiedziała, jak je porwać.

Tymczasem za kulisami występów odbywał się dramat. Nie mogliśmy tego zobaczyć, nie wiedzieliśmy o tym, ale Celine Dion choruje od lat na zespół sztywnego człowieka i dopiero ostatnio jej stan pogorszył się na tyle, że zwykłe leki przestały działać. Zdarzały się też sytuacje, gdy nie działały i wcześniej, w środku koncertu. "Kłamaliśmy" - mówi pogodzona z losem Dion. "Kłamaliśmy, oszukiwałam, stukałam w mikrofon, jakby nie działał, uciekałam ze sceny, niby na zmianę kostiumu, ale już nie wracałam".

'Jestem: Celine Dion' Fot. Amazon Prime Video / kadr

Kiedy przestały pomagać tony leków, a skurcze stały się częste, jeszcze bardziej bolesne, blokujące nie tylko głos, ale i ruch, artystka poddała się. W dokumencie zobaczycie, jak w momencie ataku choroby wygląda jej rzeczywistość. Choć otacza ją wtedy cały sztab ludzi, których jedynym zadaniem jest pomóc, skurcze paraliżują ciało bez pardonu. Łagodzi je dopiero uzależniające Valium, które Dion zażywa od lat w coraz większych dawkach. Im więcej koncertowała, tym mocniejsze leki musiała dostawać - jej organizm reaguje na przestymulowanie bodźcami atakiem bolesnego paraliżu, zaś występy są kwintesencją przestymulowania. Ten stan mógł doprowadzić w końcu do jej śmierci, ale to nie zagrożenie życia spowodowało, że postanowiła ostatecznie odwołać trwające i przyszłe trasy koncertowe. Jak mówi, nie mogła już dostarczyć widzom tego, za co zapłacili niemałe pieniądze, a nie chciała dawać im występów na pół gwizdka. "To byłoby nieuczciwe", mówi Dion ze łzami w oczach.

 

Celine Dion walczy o siebie

Chciałoby się powiedzieć "na biednego nie trafiło". Ale po ludzku los Celine Dion ma w sobie coś bardzo przejmującego. Wokalistka wywodzi się z nieszczególnie bogatego domu, ciężką pracą własną, męża menagera i zespołu doszła do sukcesu, o jakim marzy każdy, kto chciałby zostać artystą. Tymczasem choroba zabrała jej jedyny - według niej - atut: głos. Skurcze mięśni powodują, że Dion nie jest w stanie bez ogromnego i bolesnego wysiłku utrzymać czystości dźwięków. Nie działają "doły", nie działają "góry", zaś wysiłek nie tylko boli, ale może skutkować atakiem paraliżu. "Głos to jedyne, co mam", mówi wokalistka, pozbawiona swojego największego atutu.

Zaryzykuję stwierdzenie, że żaden z jej fanów nie miałby jej za złe, gdyby przeszła na emeryturę, gdyby już nigdy więcej nie nagrała żadnej piosenki. Ale co bardzo mocno wybrzmiewa w dokumencie na platformie Amazon Prime Video, to jest coś, co dla Celine Dion byłoby równoznaczne ze śmiercią. Żyje, bo występuje i śpiewa. Żyje, bo nagrywa. Jej głos jej dla niej motorem do działania, kiedy mówi o tym, jak brakuje jej kontaktu z widzami, sceny, atmosfery, muzyki, trudno nie uwierzyć w jej łzy i trudno samemu nie mieć ich w oczach.

Jestem jak jabłoń - ludzie przychodzą do mnie, żebym im dała najpiękniejsze jabłka. Ale moje gałęzie zaczynają odpadać, wykrzywiają się, dają coraz mniej jabłek. A ludzie wciąż czekają na owoce. Nie chcę, żeby czekali, skoro nie mam dla nich jabłek - mówi, próbując nagrać jeszcze jedną, "tę ostatnią" piosenkę.

Choć dla jej ekipy efekt nagrań jest całkowicie zadowalający, próby trwają w nieskończoność. Głos łamie się na kolejnych dźwiękach, barwa zatraca się, zdarzają się coraz częstsze kiksy. A Celine Dion nagrywa, bo tylko w ten sposób czuje, że żyje. A potem przychodzi paraliż, brutalna cena za wszystkie wcześniejsze próby udowodnienia sobie, że jest jeszcze w stanie zaśpiewać.

'Jestem: Celine Dion' Fot. Amazon Prime Video / kadr

Czy zobaczymy jeszcze kiedyś Celine Dion na scenie? Jak sama mówi, rehabilitacja daje efekty. Ale choroba jest nieprzewidywalna, zaś wysiłek i emocje, związane z koncertowaniem, mogą w kilka sekund wywołać atak bolesnego paraliżu. I jest w tym wszystkim tak naprawdę sama. Ukochany mąż zmarł w 2016 roku, nastoletni synowie nie powinni być tego rodzaju wsparciem dla matki, pozostali ludzie naokoło niej - choć są to bez wątpienia przyjaciele - są opłaceni, żeby pomagać. Po obejrzeniu dokumentu mam tylko nadzieję, że ma też odpowiednie wsparcie psychologiczne, które pomaga jej uporać się ze stratą i żałobą po części siebie, jaką przechodzi. Zapewne "Jestem: Celine Dion" to jeden z elementów tej żałoby, pozwalający nie tylko jej samej, ale i fanom zamknąć pewien przepiękny rozdział w życiu i zacząć coś zupełnie na nowo. Otwartym pozostaje pytanie, czy uda się jej znaleźć coś, co da jej podobną satysfakcję, jak tworzona przez siebie muzyka. W dokumencie widać, że Celine Dion nie jest, wbrew temu, co sama uważa, wyłącznie "głosem". Jest też pięknym człowiekiem, co z przyjemnością o niej odkryłam.

"Jestem: Celine Dion", reż. Irene Taylor, Amazon Prime Video

2024-06-26T10:21:44Z dg43tfdfdgfd