"TRZEBA MIEć MIęKKI śRODEK I TWARDą SKóRę". MARIA KOWALSKA O "ZNACHORZE", "MATYLDZIE" I POCZąTKACH

Przed premierą "Znachora" słyszała, że "rusza świętość", a przy kręceniu "Matyldy", że to jej kolejny projekt kostiumowy i że "może powinna pójść teraz w coś współczesnego". Tymczasem Maria Kowalska chce po prostu robić swoje. — Jeszcze po filmówce wpadłam w taką pułapkę, żeby zadowalać wszystkich wokół. Teraz myślę, że wielką szkołą życia jest uświadomienie sobie, że nie każdy musi nas lubić, a nawet dobrze, jak ktoś nas nie lubi, bo to znaczy, że jesteśmy jacyś. To jest dla mnie największa lekcja, którą cały czas odrabiam — przyznaje w rozmowie z Onetem.

  • Maria Kowalska zmierzyła się z kultem "Znachora": — Wiedziałam, że rzucanie się w ten projekt i robienie go w tej polskiej rzeczywistości może być wyzwaniem. Jednak kiedy przeczytałam cały scenariusz (...), poczułam, że to będzie zupełnie inna Marysia — wyjaśnia w rozmowie z Onetem pracę nad rolą, którą kiedyś zagrała Anna Dymna
  • Od marca na antenie TVP blisko 2 mln widzów śledzi losy Matyldy, w którą wciela się Maria Kowalska. — Plan był bardzo wymagający. Biegałam, jeździłam konno, walczyłam, a wszystko w gorsecie i w upałach — zdradza kulisy pracy
  • — Aktorstwo jest jakąś formą docierania do ludzi, do ich duszy, problemów, codzienności. Czasami filmy zmieniają patrzenie na wiele spraw — dodaje
  • Więcej podobnych tekstów znajdziesz na głównej stronie Onetu

Anna Kruczyńska, Onet: Jeszcze zanim w 2020 r. skończyłaś łódzką Filmówkę, zagrałaś w serialu "Pod powierzchnią". Chwilę później przyszła propozycja "Znachora", a teraz "Matylda". Czujesz, że to twój czas?

Maria Kowalska: Mam wrażenie, że propozycje przychodzą w momencie, kiedy jest się na nie gotowym. I w moim życiu tak jest. Absolutnie niczego bym nie przyspieszyła ani nie opóźniła. Projekty, które dostaję, naprawdę są odpowiedzią na jakiś mój wewnętrzny stan, gotowość.

Nagłówki gazet i portali krzyczały, że Maria Kowalska zagra postać graną u Hoffmana przez Annę Dymną. To było duże obciążenie mierzyć się z takim autorytetem i sympatią milionów Polaków?

Miałam poczucie, że mierzę się z legendą. Jeszcze zanim film wyszedł, atmosferę podkręciły komentarze, w których wytykano nam, że "ruszamy świętość". Myślę, że to takie nasze, polskie, bo przecież na świecie robi się filmy bazujące na tej samej historii, a w teatrze od wieków gra się Szekspira, a za każdym razem to inny spektakl.

[object Promise]

Zastanawiałam się, czy podołam.

[object Promise]

Od początku miałam też ogromne wsparcie reżysera Michała Gazdy (reżyser "Znachora" — przyp. red.), który towarzyszył mi na każdym etapie tworzenia tej roli. Jego wyobraźnia, wrażliwość i empatia sprawiały, że czułam się bardzo bezpiecznie w tym procesie.

Jak się czujesz na świeczniku?

Musiałam się odnaleźć od tej strony medialno-biznesowej, która jest wpisana w promocję projektów. Nie przeraża mnie to ani nie przerasta, choć na pewno trzeba być cały czas czujnym. Bardzo zależy mi na tym, żeby być autentyczną, ale też staram się nie dawać zbyt dużego dostępu do mojego prywatnego życia. W tym zawodzie trzeba mieć delikatny środek i twardą skórę.

[object Promise]

Czasami młodzi aktorzy — chcąc pokazać swoje możliwości — radykalnie zmieniają rolę, by nie wpaść w schemat. Po "Znachorze" i "Matyldzie" zobaczymy cię w horrorze?

Chętnie zagrałabym w horrorze. Jestem otwarta na różne gatunki. Niemniej jednak bardzo się cieszę, że gram młode bohaterki, takie, które jeszcze poznają siebie, bo sama nadal czuję się w takim procesie. Nie mam jakiś konkretnych oczekiwań co do ról, które teraz powinnam zagrać. Bardziej staram się wykorzystywać szansy, jakie daje mi los.

[object Promise]

Myślę, że na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. To, co mogę robić na co dzień, to dbanie o swoją kondycję fizyczną, mentalną, emocjonalną. Chciałabym, żeby to było taką wartością, którą niosę poprzez moje aktorstwo. Wierzę, że to właśnie to, czym się otaczamy, co czytamy, podróże, to wszystko nas buduje i dlatego w to bardzo inwestuję. Bycie ciekawym świata — to ma niebagatelny wpływ na to, jakim się jest aktorem.

Dlatego po każdym projekcie wyruszasz w świat.

Podróż, która wyjątkowo mnie utwierdziła w tym, że potrzebuję tego poznawania świata do budowania wewnętrznego ładu i nabierania dystansu, to wyjazd z moim tatą do Kenii i Tanzanii. Kiedy tam pojechałam, miałam poczucie, jakbym wróciła do domu. Byłam wtedy na drugim roku szkoły filmowej i pamiętam, że był to dla mnie punkt zwrotny w moim myśleniu o aktorstwie. Wróciłam i czułam się pełna, gotowa, chciałam się tym dzielić z ludźmi. Właśnie to dają mi podróże.

Wspinanie się w Himalajach ciężko zaliczyć do odpoczynku.

To był szalony pomysł. Po zdjęciach do "Matyldy" wyjechałam do Nepalu.

Byłam wyczerpana, bo plan był bardzo wymagający. Biegałam, jeździłam konno, walczyłam, a wszystko w gorsecie i w upałach — tak zgubiłam sześć centymetrów w talii. A gdyby tego było mało, zaplanowałam jeszcze podróż w Himalaje, która przecież wiązała się z kolejnym wysiłkiem fizycznym.

Później jednak zorientowałam się, że to był idealny pomysł, bo pozwoliłam mojej głowie odpocząć. Siedmiodniowa wspinaczka w Himalajach sprawiła, że codziennie, gdy byliśmy coraz wyżej i brakowało tlenu, myślałam tylko o każdym kolejnym kroku, który muszę wykonać. Wróciłam zmęczona fizycznie, ale głowa odpuściła. To był dla mnie dowód, że podróże mogą działać terapeutycznie, jeśli już trochę siebie znasz, wiesz, czego twój organizm potrzebuje.

Gdybym po "Matyldzie" wybrała ciepły kraj i all inclusive, to bym oszalała!

Krok, oddech, uspokojenie rytmu serca. Na co dzień też umiesz wyhamować, odpuszczać?

Nie jest to proste. Zawód aktora wiąże się z bardzo nienormowanym czasem pracy. Do tego dochodzi duża presja i ciągła ocena. Nadal uczę się sztuki odpuszczania. Staram się regularnie medytować. Kiedy udaje mi się znaleźć, chociaż 5 minut w ciągu dnia na medytację, od razu widzę, że łatwiej mi się zdystansować i uspokoić.

[object Promise]

Jeszcze po Filmówce wpadłam w taką pułapkę. Teraz myślę, że wielką szkołą życia jest uświadomienie sobie, że nie każdy musi nas lubić, a nawet dobrze, jak ktoś nas nie lubi, bo to znaczy, że jesteśmy jacyś. To jest dla mnie największa lekcja, którą cały czas odrabiam.

Spotykamy się w naszym ukochanym Krakowie. Lubisz mieszkać z dala od warszawskiego zgiełku?

Kiedy mieszkałam w Warszawie zaraz po studiach, nastała pandemia, świat zamarł, a ja miałam wrażenie, że utknęłam. Paradoksalnie, właśnie gdy wróciłam do Krakowa, moje życie zawodowe zaczęło rozkwitać. Tutaj mam swój azyl. Służy mi ten mój wentyl bezpieczeństwa. Gdy kończę projekt, wracam do Krakowa. Mam wrażenie, że życie tu trochę inaczej płynie.

Choć gdybym dostała angaż w teatrze, o czym marzę, to może wtedy rozważyłabym życie w Warszawie na stałe?

Myślisz, że we współczesnym aktorskim świecie bycie wrażliwym to przekleństwo?

Ja to jestem nawet trochę nadwrażliwa. Wydaje mi się, że trzeba być wrażliwym, żeby w ogóle uprawiać ten zawód. Jeśli chodzi o "Matyldę" czy "Znachora" — tam są moje emocje, moje łzy. Staram się wykonywać swoją pracę na 100 proc. i nie oszukiwać widzów. To kosztuje, dlatego trzeba też umieć zaopiekować się swoją wrażliwością. Myślę, że każda cecha może stać się źródłem mocy albo przekleństwem, w zależności od tego, jak się z nią obchodzimy.

Matylda i Marysia mają ze sobą wiele wspólnego. Powiem nawet, że obie dużo czerpią z ciebie.

Na pewno mają dużo ze mnie, choć mocno rozdzieliłam je sobie w głowie.

Zdaję sobie sprawę, że obie są dość silne, zadziorne, osadzone w czasach, w których kobiety bardzo musiały o siebie walczyć — byłaś tą, która poddaje się panującemu męskiemu reżimowi, albo tą w mniejszości, która chciała zawalczyć o siebie.

[object Promise]

Matyldę starałam się kreować bardziej dynamicznie, podkreślić jej wciąż infantylne zachowanie. To bohaterka, która najpierw robi, później myśli i ponosi tego konsekwencje. Marysia natomiast miała dla mnie taki wewnętrzny rys damy, nie pasowała do karczmy, gdzie paradoksalnie Matylda mogłaby się świetnie odnaleźć.

Oczywiście, kiedy Marysia się zakochuje, jej racjonalny świat wywraca się do góry nogami. Ale takimi prawami rządzi się miłość — niejednego siłacza pozbawiła rozumu.

[object Promise]

Wiemy, że w zawodzie aktora daleko jest od stałości i finansowego bezpieczeństwa. Masz momenty, że już teraz, na początku drogi, chciałabyś tym wszystkim rzucić i... iść choćby na medycynę, jak kiedyś planowałaś?

Patrząc na moich rodziców lekarzy, uważam, że to najpiękniejszy zawód świata. Ratowanie cudzego zdrowia, czasami nawet życia — nie wiem, czy jest coś cenniejszego.

[object Promise]

Na pewno nie chciałabym uprawiać aktorstwa za wszelką cenę. Nie chcę robić rzeczy, z którymi nie czułabym się w zgodzie ze sobą, szczególnie na dłuższą metę. Myślę, że jeżeli ktoś wykonuje swoją pracę z sercem, to dla mnie może robić cokolwiek.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-04-20T04:35:00Z dg43tfdfdgfd