"JEDNI GO KOCHAJą, DRUDZY SIę śMIEJą". CO TAKIEGO MA KMITA, żE KACZYńSKI NIE WYCOFUJE POPARCIA?

Nie widać po nim, żeby się przejmował. Ani porażkami, ani komentarzami pod swoim adresem. Tym, że jego kandydatura wywołuje już w ludziach salwy śmiechy, o czym sami piszą w sieci, bo serial pt. "Kmita na marszałka" zaczyna przypominać cyrk.

"Turlam się ze śmiechu", "Swoi go nie chcą, a dalej go pchają na siłę", "Ma parcie", "Żenada nad żenady"– czy to X, czy Facebook, wszędzie traficie na podobne oceny tego, co ostatnio dzieje się wokół sejmiku małopolskiego, PiS i Łukasza Kmity. Niejeden zapadłby się ze wstydu. Wycofał, skoro tak go nie chcą. A tu właśnie mamy za sobą już piątą próbę walki o fotel. Konsekwentne dążenie do celu. I peany Kmity na cześć prezesa PiS.

Jak ten: – Pan prezes Jarosław Kaczyński jest jak latarnia dla statków na wzburzonym morzu.

– To groteska. Kabaret. Tragifarsa – mówią nam ludzie w Małopolsce.

Aż chciałoby się zapytać, czy te porażki i cała ta sytuacja naprawdę go nie ruszają.

"Nikt nie lubi być pośmiewiskiem"

– Myślę, że niedobrze znosi te porażki. Łukasz przybiera maskę. Jest twardy, pokazał to wielokrotnie. Ale na pewno to odchoruje. Jesteśmy ludźmi, każdy by to odchorował. Nikt nie lubi przegrywać, a czym innym jest przegrać z własnymi ludźmi. Nikt nie lubi być pośmiewiskiem. To przecież oczywiste – mówi o nim Krzysztof Klęczar, wojewoda małopolski z PSL i jego konkurent w walce o fotel marszałka.

Znają się jeszcze z czasów, gdy był burmistrzem Kęt. To on, po wyborach 2023 roku, zastąpił Łukasza Kmitę z PiS na stanowisku wojewody, a teraz stanął naprzeciw niego w wyborach na marszałka województwa – gdy PiS od miesięcy nie potrafi się dogadać w sprawie Kmity, a KO i Trzecia Droga zwyczajnie straciły cierpliwość i wystawiły swojego kandydata.

– On ma specyficzny charakter. Można go lubić, można nie lubić. Opinie o nim są bardzo mieszane. Jedni go kochają, drudzy się śmieją. Czasami powiedzieliśmy sobie do słuchu, ale mimo wszystko ja go cenię i szanuję. On wykonuje polityczne rozkazy, jest politycznym żołnierzem. Natomiast przykro mi, że jego dowódcy traktują go jako mięso armatnie. Bo tak to wygląda – dodaje Krzysztof Klęczar.

Przypomnijmy krótko – w poniedziałkowym głosowaniu obaj nie zdobyli większości, choć wojewodzie zabrakło tylko 1 głosu. Ale pamiętajmy, że to start kompletnie z innej pozycji. PiS ma większość w sejmiku – 21 radnych – i teoretycznie gwarantowane zwycięstwo. By Kmita przeszedł, wystarczy 20 głosów, ale od miesięcy to się nie udaje. Zaliczył już pięć porażek – mimo wielkiego poparcia Jarosława Kaczyńskiego.

Ba, w poniedziałek, gdy radni znów głosowali, prezes PiS osobiście miał do nich zadzwonić.

– W bardzo żołnierskich słowach przekazał, że kandydatem jest Łukasz Kmita. Kropka. Ale czterech radnych go nie posłucha – słyszymy w Krakowie.

"Bardzo bliski człowiek Morawieckiego"

O wojnie w PiS między frakcjami Morawieckiego, Terleckiego, Szydło, Adamczyka oraz buncie przeciwko Kmicie grzmi więc cała Polska. Dziś – po kolejnym głosowaniu nad jego kandydaturą we wtorek – wiemy już że trójka radnych PiS, która nie chciała głosować na Kmitę, została zawieszona w prawach członka partii. To lokalni politycy kojarzeni z Beatą Szydło i Andrzejem Adamczykiem:

  • Witold Kozłowski, obecny marszałek
  • Piotr Ćwik, były wojewoda małopolski
  • Józef Gawron, obecny wicemarszałek

Wiemy też, że Krzysztof Klęczar już nie kandydował, a KO i TD w ogóle nie wystawily kandydata. Za to Józef Gawron na marszałka zgłosił Piotra Ćwika. Efekt? Ćwik dostał 6 głosów, Kmita 13. A Małopolska dalej jest bez marszałka.

Aż trudno w kategoriach powagi uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

Ale kim jest człowiek, który znalazł się w epicentrum tej wojny? I dlaczego prezes Kaczyński tak się na niego uparł?

– Moja prywatna interpretacja jest taka, że Łukasz Kmita jest człowiekiem Morawieckiego. Mamy wojnę frakcji w PiS, a pan premier Morawiecki jest najbliżej schedy po prezesie Kaczyńskim. W nim Kaczyński widzi swojego następcę. Stąd bardzo bliski człowiek Morawieckiego. Łukasz jest przez niego ceniony. Było to widać, kiedy był wojewodą i generalnie widać to na każdym kroku. Przypuszczam, że dlatego na niego postawiono. A teraz to jest kwestia udowodnienia racji Jarosława Kaczyńskiego. Prezes nie może się wycofać. Jak powiedział, że tak będzie, to tak będzie – odpowiada wojewoda.

Polityk PiS, lokalny samorządowiec, krótko: – Jarosław Kaczyński niekoniecznie musi znać dobrze Łukasza Kmitę. Być może osoby związane z Małopolską forsują go jako kandydata. Nie jest tajemnicą, że jest kojarzony z panem posłem Terleckim.

Ryszard Terlecki w ogóle nazywany jest "ojcem sukcesu" Kmity.

– To ojciec chrzestny Łukasza. I Łukasz czasami stosuje metody Terleckiego, co mu średnio wychodzi – ocenia wojewoda małopolski.

Morawiecki osobiście go wspierał

Łukasz Kmita ma 38 lat. Pochodzi z Olkusza. Tam przez wiele lat był radnym miejskim i powiatowym, był też szefem Rady Miejskiej.

"Przez długi czas sprawował funkcję dyrektora biura poselskiego Jacka Osucha. W ciągu kilkunastu lat był m.in.: ministrantem i lektorem, Rycerzem Kolumba, szefem lokalnych struktur Prawa i Sprawiedliwości, współzałożycielem stowarzyszenia "Stop dopalaczom'" – przedstawiał go "Przegląd Olkuski".

Dwa razy bezskutecznie próbował zostać burmistrzem miasta. "Zasłynął tym, że podczas kampanii wyborczej otworzył dla mieszkańców drogę należącą do jednej z fabryk. Swój sukces Kmita ogłosił w świetle kamer, przy okazji wizyty premiera Mateusza Morawieckiego" – relacjonowała w 2018 roku "Wyborcza".

Wierzę, że pod rządami Łukasza Kmity, młodego menedżera, Olkusz może być nawet złotym miastem – zachwalał go Morawiecki. Po wyborach 2018 roku drogę jednak zamknięto.

W przestrzeni ogólnopolskiej zaistniał w 2020 roku, gdy na miejsce Piotra Ćwika premier Morawiecki powołał go na stanowisko wojewody małopolskiego.

– Znalazł się na tym stanowisku znienacka. Mówiono, że to człowiek Morawieckiego – wspomina jeden z lokalnych samorządowców.

W 2023 roku pierwszy raz dostał się do Sejmu. Startował z czwartego miejsca. – To, że został posłem, też było zaskoczeniem. W Krakowie są różne frakcje: Terleckiego, Szydło, Adamczyka, jest Suwerenna Polska. One wzajemnie się boksowały i myślę, że czwarte miejsce Kmity na liście też było efektem tego boksowania – dodaje.

Morawiecki osobiście go wspierał.

Kolejnym zaskoczeniem był start Kmity w wyborach na prezydenta Krakowa, z góry skazany na porażkę i ostatecznie przegrany. Ale mimo wszystko dostał wynik ponad 20 proc. Jak mówi jeden z rozmówców, trochę się tym podbudował.

– Nikt nie chciał wystartować w Krakowie. Była łapanka. Nie wykluczam, że być może miał obiecane: nie zostaniesz prezydentem, bo pewnie cię nie wybiorą, ale wystawimy cię na marszałka – uważa jeden z samorządowców.

W maju tego roku decyzją prezesa PiS Kmita został szefem małopolskich struktur PiS. Zastąpił Andrzeja Adamczyka, byłego ministra infrastruktury, co dla niektórych było nie do zaakceptowania.

– Ale widać, że to mu wcale nie pomogło. Bo w sejmiku wojewódzkim zaliczył ju piątą przegraną. Moim zdaniem on jest kompletnie niewybieralny i teraz to widać. Łukasz Kmita nie zostanie marszałkiem. To jest pewne. Myślę, że szczyt swojej kariery ma już za sobą. Także dlatego, że pokazał się jako człowiek nieskuteczny, nieefektywny i nieumiejący sobie radzić w trudnych sytuacjach – ocenia dalej małopolski samorządowiec.

Choć przyznaje – gdy był wojewodą w czasie pandemii, bardzo mocno się angażował.

"On chce zostać tym marszałkiem. I myślę, że nie ustąpi"

Z tego okresu wielu dobrze go wspomina, również przeciwnicy polityczni. Wszyscy, bez względu na opcję, podkreślają zwłaszcza jedno – jest bardzo pracowity.

– Oficjalnie zawsze zachowywał się poprawnie. Natomiast chodziły legendy o tym, jak wyprowadził całą ekipę Piotra Ćwika z urzęd.. To byli też pisowcy, ale nie jego – mówi jeden z rozmówców.

Podczas głosowań nad swoją kandydaturą na marszałka od tygodni może odczuć niechęć innych w PiS do siebie. Ludziom na dole zwyczajnie nie podoba się też to, że ktoś chce im kogoś narzucić.

– Myślę, że w PiS w ogóle nie zdawali sobie sprawy, co się dzieje. Próbowali siłowo to zrobić. Ale nie ma nic bardziej śmiesznego niż ktoś, kto próbuje załatwić coś siłowo, a nie ma tej siły. I tu trochę to wyszło. On zdał sobie z tego sprawę. Po pierwszych głosowaniach, gdy widział, co się dzieje, to uciekał. Widać, że nie był na to przygotowany. A to potwierdza, że nie jest to człowiek, który na dłuższą metę poradzi sobie z taki rzeczami – komentuje inny małopolski samorządowiec, który nie raz miał kontakt z Łukaszem Kmitą.

Czy Kmicie może być wstyd, gdy koledzy z partii głosują przeciwko niemu?

– Może jest to jakiś mini wstyd. Ale myślę, że to jest inny typ charakteru. Na zasadzie: postawiliście mnie, to będę tu stał. Będą na mnie pluli, to będę mówił, że pada deszcz. Myślę, że na początku był żołnierzem, stawianym w różnych miejscach. Ale teraz uważa, że jego ambicje też powinny być brane pod uwagę. Że on jest tym, który ma pomysł, ma wizję. A on chce zostać tym marszałkiem. I myślę, że nie ustąpi. Bo Kaczyński mnie chce. Bo mam paru przeciwników, ale nie będę się z nimi liczył – tak uważa.

A może jednak sam się wycofa?

"Obraz nadętego bufona jest krzywdzący dla tego człowieka"

– Gdyby zrezygnował, byłby skończony. Ale będzie skończony, bo przylgnie mu łata losera, człowieka, który przegrywa. Będzie miał łatę łapczywego, pazernego bufona. Ale przy wielu jego wadach on takim człowiekiem nie jest – mówi naTemat Krzysztof Klęczar.

Dodaje jeszcze: – Przy wielu wadach, przywarach i politycznych niedoskonałościach Łukasza, ten obraz, który jest teraz kreowany w TV jako nadętego bufona, który wszystko i wszystkich ma gdzieś i prze do własnego stołka, jest krzywdzący dla tego człowieka. Ten obraz jest niesprawiedliwy. Łukasz, czego by nie mówić, jest człowiekiem dużej pracowitości i tego mu odmówić nie wolno.

O Kmicie mówi jeszcze:

– Nie każdego stać, by po takiej porażce podać rękę, zażartować. Łukasz Kmita nie jest złym człowiekiem. On ma dystans – dodaje.

Ale również nie sądzi, by Kmita został marszałkiem województwa.

– Są ludzie wybieralni i są ludzie niewybieralni. To, co Łukasz wygrał do tej pory, wygrał partyjnie. Indywidualnie na razie nie wygrał nic. I nie wygra – uważa Krzysztof Klęczar.

Dlaczego?

– Każdy, kto choć raz wygrał w wyborach bezpośrednich, to zrozumie. Taka osoba czuje presję ludzi, że na nią postawili. Nikt, kto jest w tej sytuacji, nie lubi być traktowany jak marionetka. Politycy z Warszawy nie zawsze to rozumieją. Żaden samorządowiec nie pozwoli sobie na takie traktowanie, że ma być partyjną marionetką. Bo jego wybrali ludzie. A tu właśnie zrobił to Kaczyński. Jestem przekonany, że gdyby tych ludzi zaproszono i wysłuchano, co mają do powiedzenia, byłoby inaczej – odpowiada.

2024-07-03T04:10:04Z dg43tfdfdgfd