MIAł KONTAKT Z TOMASZEM SZMYDTEM JAKO JEDEN Z OSTATNICH. "TO CZłOWIEK ZAGADKA"

— Nigdy nie mówił o sobie, nie dało się z niego nic wyciągnąć. Ukrywał nawet imię swojej partnerki, ba, nawet to, gdzie mieszka — tak o Tomaszu Szmydtcie mówi jeden z jego znajomych, który miał z nim kontakt przed majowym weekendem. Podkreśla, że sędzia zawsze był bardzo proukraiński, dlatego wybór Białorusi jako miejsca poszukiwania azylu jest dla niego kompletnie niezrozumiały, nie do wytłumaczenia.

  • Tomasz Szmydt, były sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie, w poniedziałek poprosił o azyl na Białorusi
  • Znany był z afery hejterskiej. Jego była żona, Emilia Szmydt, najpierw współpracowała z kierownictwem Ministerstwa Sprawiedliwości pod rządami PiS, oczerniając w sieci sędziów krytycznych wobec władzy. Potem została sygnalistką i pomogła ujawnić proceder
  • — Jestem gotowy na wizytę u mnie "smutnych panów" ze służb. Skoro byłem jedną z ostatnich osób, które miały z Tomkiem kontakt, to taka wizyta zapewne jest nieunikniona — podsumowuje nasz rozmówca

Tomasz Szmydt w poniedziałek poprosił o azyl na Białorusi i zrzekł się urzędu sędziego. Zrobił to na konferencji prasowej w siedzibie agencji prasowej Biełta, przychylnej wobec Aleksandra Łukaszenki.

Na spotkaniu z przedstawicielami mediów chwalił reżim białoruski i przekonywał, że opuszcza Polskę w proteście przeciwko polityce władz nad Wisłą wobec Białorusi i Rosji.

Jego zrzeczenie się urzędu będzie w mocy dopiero za trzy miesiące. Do tego czasu Szmydt formalnie pozostaje w stanie sędziowskim. Zmienić to może jeszcze wszczęte właśnie postępowanie dyscyplinarne, które może doprowadzić do wydalenia sędziego z zawodu.

Jeden z jego znajomych, chcący zachować anonimowość, miał ze Szmydtem kontakt jako jeden z ostatnich przed jego ucieczką na Białoruś, przed długim majowym weekendem.

"Nie wychylać się, siedzieć cicho"

— Komentowaliśmy, za pomocą jednego z komunikatorów, agresywne tweety jednego z antybohaterów afery hejterskiej. Wtedy Tomek napisał, że "nie należy się wychylać, trzeba siedzieć cicho". Był taki, jak zawsze — mówi nam sędzia chcący zachować anonimowość.

— Wcześniej widzieliśmy się jakoś jesienią, minęliśmy się na korytarzu, potem długo rozmawialiśmy przez telefon. Powiem wprost, Tomek to był człowiek zagadka — podkreśla jego znajomy.

Zawsze, gdy pytało się go, co słychać u niego, u jego bliskich, odpowiadał, że nie ma o czym mówić, nic ciekawego się w jego życiu nie dzieje — opisuje.

— Kiedyś rozmowa zeszła na jego partnerkę, wiem, że była to kobieta z Ukrainy. Poprosiłem, żeby powiedział, jak ona ma na imię i pokazał zdjęcie. Stanowczo odmówił. Nie chciał nawet powiedzieć, czy z nią mieszka i gdzie. Wiem tylko, że często jeździł z nią na Ukrainę, do jej rodziny. Zresztą, Tomek zawsze był bardzo proukraiński, to się wzmocniło jeszcze po agresji Rosji. Dlatego ta Białoruś, gdzie reżim wspiera napaść Rosji na Ukrainę, była dla mnie tak wielkim zaskoczeniem — podkreśla znajomy Tomasza Szmydta.

— To jest całkowicie absurdalne — zaznacza.

"Czekam na wizytę »smutnych panów« ze służb"

Podkreślmy, że z jawnego oświadczenia majątkowego Tomasza Szmydta wynika, że — poza dziewięcioletnim samochodem — nie miał on nic. Ani mieszkania, ani domu, ani nieruchomości oraz żadnych oszczędności. Jedynie długi, z tytułu kilku kredytów, wynoszące niemal 350 tys. zł.

— To jest dziwne, bo sędziowie WSA zarabiają ok. 20 tys. zł na rękę. Przy takiej pensji naprawdę trudno nic nie odłożyć — mówi znajomy Szmydta.

— Teraz pojawiają się głosy, że mógł on wyprowadzać pieniądze za granicę. Nie wiem, jak było, ale faktem jest, że to oświadczenie jest mocno zadziwiające. Podobnie, jak zadziwiający jest fakt, że Tomek najwyraźniej biegle mówi i pisze po rosyjsku. Kiedyś z nim o tym rozmawiałem, pytałem, czy ma zdany jakiś egzamin państwowy z rosyjskiego, a on mówił, że zna ten język pobieżnie, ot, tyle, ile ze szkoły pamięta. Dziś widać jednak, że język opanował perfekcyjnie — mówi znajomy Tomasza Szmydta.

— Wszystko to jest niewiarygodne. Ja już nawet zaczynam brać pod uwagę scenariusz, że on mógł być śpiochem, ukrytym agentem od bardzo dawna. Ale co, kryłby się z tym przez 25 lat? Bo tyle czasu był sędzią? Nie wiem. Ale jestem gotowy na wizytę u mnie "smutnych panów" ze służb. Skoro byłem jedną z ostatnich osób, które miały z Tomkiem kontakt, to taka wizyta zapewne jest nieunikniona — podsumowuje nasz rozmówca.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-05-07T14:22:34Z dg43tfdfdgfd