ZOSTALI SAMI Z WNUCZKą. PRACOWNIK SąDU: "NIECH PANI TU CODZIENNIE NIE PRZYCHODZI!"

Obok urn w białych ramkach stoją portrety Karola i Lidki. Oboje patrzą prosto w obiektyw, oboje się śmieją. Po pogrzebie zdjęcia trafiają do pokoju Tosi. Dziewczynka często na nie patrzy i rozmawia z rodzicami. Czasem prosi ich o fajny dzień, czasem o słoneczną pogodę. Mówi, że teraz opiekują się nią w niebie. A dziadkowie na ziemi.

  • Po tragicznym wypadku rodzice Tosi zginęli, a dziewczynka trafiła pod opiekę dziadków
  • Dziadkowie próbują uzyskać status opiekunów prawnych, ale napotykają wiele przeszkód prawnych
  • Sąd jedynie przyznaje im pieczę zastępczą w kwestiach medycznych i edukacyjnych
  • Dziadkowie starają się uzyskać pozwolenie na wydanie paszportu dla Tosi, ale sąd opóźnia decyzję
  • Urzędnicy sądu tłumaczą opieszałość brakiem podstaw prawnych do rozpatrzenia sprawy poza kolejnością
  • Więcej takich artykułów znajdziesz na stronie głównej Onetu

3 maja, kilka minut przed 21.00. Na niestrzeżony przejazd w Augustowie— Klonowicy wjeżdża samochód osobowy prosto pod koła pociągu pospiesznego relacji Świnoujście— Suwałki. Maszyniście udaje się wyhamować dopiero 300 metrów dalej, auto jest zdewastowane. Po chwili nadjeżdżają służby ratunkowe.

Lekarz jeszcze na miejscu stwierdza zgon dwóch osób będących w pojeździe— na razie wiadomo tylko, że to kobieta i mężczyzna i że na tylnym siedzeniu znajdował się fotelik dziecięcy. Funkcjonariusze policji i straży pożarnej przez następne dwie godziny będą szukać dziecka. Nie znajdą.

Pytanie, które będą zadawać sobie do końca życia

4 maja, kilka minut przed 11.00. 7-letnia Tosia spaceruje z dziadkami — Jolą i Piotrem — po nadmorskim deptaku. Rodzice dziewczynki poprosili dziadków, by podczas majówki zajęli się ich córką, a sami pojechali campingować na Podlasie.

Nagle do Piotra dzwoni nieznany numer. To policja. Funkcjonariusze zapraszają dziadków Tosi na najbliższy komisariat. Mówią tylko, że szukają ich syna Karola. Pewnie chodzi o jakiś mandat — myśli Jola, ale Piotr nie ma wątpliwości, że to coś poważniejszego. Tosia w drodze na policję kupuje jeszcze prezent dla rodziców. Prosi dziadków o pieniądze na breloczek dla taty. Dla mamy wybiera magnes na lodówkę.

O tym, co było dalej, pani Jola stara się mówić spokojnie, choć oczy zachodzą jej łzami.

— Na komendzie dowiedzieliśmy się o wypadku, który miał miejsce dzień wcześniej— mówi pani Jola i ścisza głos. Obok Tosia bawi się z psem, ale co raz podbiega do babci, żeby się przytulić. — Powiedzieli, że syn z partnerką zginęli na miejscu. Jak to możliwe? Syn był świetnym kierowcą, przez pewien czas nawet jeździł zawodowo. Dlaczego tak się stało? To pytanie będziemy sobie zadawać do końca życia.

"Niech pani tu codziennie nie przychodzi!"

Jola i Piotr, choć pogrążeni w żałobie, muszą działać natychmiast. Rozpoczynają procedurę sądową mająca na celu zyskanie statusu opiekunów prawnych. Za przygotowanie odpowiedniego pisma płacą radcy prawnemu 1500 zł, mają nadzieję, że wszystko pójdzie gładko, ale się mylą. W Sądzie Rejonowym w Legionowie nikt się nie spieszy. Joli i Piotrowi udaje się uzyskać pieczę zastępczą, ale tylko w kwestiach medycznych i edukacyjnych…

— Dlaczego uwzględnili akurat edukację z końcem roku szkolnego? — pyta rozżalona babcia 7-latki. — Tydzień po tragedii poprosiliśmy sąd o zgodę na wydanie paszportu. Mamy bilety lotnicze zabukowane na lipiec, chcieliśmy lecieć do mojej córki za granicę. Córka ma świetny kontakt z Tosią, dla psychiki wnuczki taki urlop byłby na wagę złota! Ale sąd nie reaguje na nasze prośby, choć napisaliśmy już kilka wniosków o ponaglenie tej sprawy. Chodzę tam codziennie, pytam, czy coś się ruszyło, ale ciągle słyszę, że sędzina jest na urlopie albo nie ma czasu. Kilka dni temu pani w okienku dla interesantów powiedziała wprost: "Niech pani tu codziennie nie przychodzi! Wniosek nie będzie rozpatrzony ani dziś, ani jutro, ani pojutrze". Zapytałam dlaczego. Usłyszałam: "Po prostu wiem, że nie będzie".

Przez kilkanaście dni staraliśmy się dowiedzieć od pracowników Sądu Rejonowego w Legionowie, dlaczego działa tak opieszale. W końcu dostaliśmy odpowiedź. Okazuje się, że sytuacje, w których dziecko traci oboje rodziców jednocześnie, nie są dla urzędników żadnym priorytetem, choć przecież zdarzają się one niezwykle rzadko.

"Nie kwestionując trudnej sytuacji rodzinnej opisanej przez panią, pragnę zauważyć, iż brak jest podstaw prawnych, które umożliwiałyby rozpoznanie ww. spraw poza kolejnością. Nie ma w związku z powyższym żadnych wypracowanych praktyk ani ekstraordynaryjnych procedur" — czytamy w komentarzu prasowym przesłanym przez prezesa SR w Legionowie.

Emerytura na pokrycie kosztów wychowania

Ostatnie pożegnanie rodziców Tosi ma miejsce 13 maja w ich rodzinnym Legionowie. Obok urn w białych ramkach stoją portrety Karola i Lidki. Oboje patrzą prosto w obiektyw, oboje się śmieją. Po pogrzebie zdjęcia trafiają do pokoju Tosi. Dziewczynka często na nie patrzy i rozmawia z rodzicami. Czasem prosi ich o fajny dzień, czasem o słoneczną pogodę. Mówi, że teraz opiekują się nią w niebie. A dziadkowie na ziemi.

— Do tej pory naszą rolą było raczej rozpieszczanie, a nie wychowywanie Tosi — mówi Jola. — Nie zdawaliśmy sobie sprawy z wydatków wiążących się z codzienną opieką nad wnuczką. Tosia ma dysleksję, potrzebuje wielu godzin korepetycji i zajęć uzupełniających, za które trzeba płacić. Ma też problem ze wzrokiem, musi uczęszczać na terapię oka, a koszt jednorazowej wizyty u okulisty to 150 zł. Oprócz wizyt u psychologa zapewniamy jej też terapię wspomaganą zwierzętami. Tosia ma swojego ukochanego konika, do którego chodzi raz w tygodniu. Cena za godzinę to 100 zł. Prawdopodobnie czekają nas jeszcze koszta sądowe… z emerytur nie jest łatwo wszystko opłacić — mówi babcia Tosi.

Dziadkowie dziewczynki założyli w sieci zbiórkę. "Ze wszystkich stron wpływają słowa otuchy i wsparcia, za które jesteśmy ogromnie wdzięczni. Jednak samymi słowami nie jesteśmy w stanie dać jej wszystkiego, na co zasługuje. Dlatego z całego serca prosimy o jakiekolwiek wsparcie"— piszą na stronie zbiórki.

"Władza rodzicielska jest niezbywalna"

Tragedia, która wydarzyła się w rodzinie Tosi, może zdarzyć się każdemu. O to, czy istnieje możliwość prawnego zabezpieczenia dziecka na wypadek śmierci obojga rodziców, pytam radcę prawnego z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, Agnieszkę Kwaśniewską-Sadkowską.

— Władza rodzicielska jest niezbywalna — mówi specjalistka. — Oznacza to, że nie można jej przekazać np. w testamencie. To, co można zrobić, to sporządzić akt notarialny, w którym rodzice zapiszą, komu mogą zaufać i komu, w razie podwójnej, nagłej śmierci, chcieliby przekazać opiekę nad dzieckiem. Gdyby tragedia rzeczywiście się wydarzyła, taki akt może, ale nie musi być brany pod uwagę. O tym, czy będzie brany pod uwagę, zadecyduje sąd, m.in. na podstawie tego, jak dawno temu akt został sporządzony. Pozytywną informacją może być tu fakt, że jeśli intelektualny stan dziecka pozwala na rozmowę z sądem, to sąd pyta dziecko, do kogo chciałoby trafić i bierze wolę dziecka pod uwagę, jeśli uzna ją rozsądną i zgodną z jego dobrem. Rozmowa z sądem toczy się w bezpiecznych, sprzyjających małoletniemu warunkach.

Jeśli jesteś w trudnej sytuacji rodzinnej i potrzebujesz porady prawnej bądź psychologicznej, możesz skorzystać z infolinii Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Pod numerem 800 100 100 dyżurują najlepsi eksperci, postarają się udzielić ci pomocy. Szczegóły dotyczące grafiku specjalistów znajdziesz TUTAJ.

Dowiedz się jeszcze więcej. Sprawdź najnowsze newsy i bądź na bieżąco

2024-06-29T05:29:21Z dg43tfdfdgfd